niedziela, 3 stycznia 2016

"Ostatni dzień roku" Katarzyna Misiołek


Walka ze stratą.


Prawie codziennie słyszymy o zaginięciach. Ludzie zostają uprowadzani, mordowani, znikają bez śladu, uciekają. Co czuje wtedy rodzina, najbliżsi? Jak radzą sobie z tą niewiadomą? Katarzyna Misiołek porusza ten trudny temat. „Ostatni dzień roku” to bolesna walka ze stratą i radzeniem sobie z niepewnością jaka bierze w swoje macki najbliższych Moniki, która w Sylwestra znika bez śladu.
„Czułam się tak, jakbym rozpadła się na tysiąc drobnych kawałków, każdego dnia nadaremnie usiłując zebrać je wszystkie do kupy. Problem polegał na tym, że zawsze, kiedy już myślałam, że najgorsze minęło, kompletnie się rozsypywałam…”
Sylwester każdemu kojarzy się z dobrą zabawą, jednak ten pamiętny Sylwester Magda zapamięta na zawsze – jej siostra Monika znika bez śladu. Magda wraz z najbliższymi rozpoczynają poszukiwania, zgłaszają zaginięcie na policję. Nikt nie umiem im pomóc – detektywi, jasnowidze, informatorzy – wszyscy okazują się bezsilni. Jak radzić sobie ze stratą, z niepewnością? Magda każe siebie za to, co spotkało jej siostrę. Uważa, że nie może jej spotkać nic dobrego, że nie ma prawa do szczęścia i miłości. Rzuca studia, zrywa ze swoim chłopakiem, godzi się na przypadkowy sex z obcymi mężczyznami. Wszystko, by czuła się źle, zbrukana, nieszczęśliwa. Czy jej siostra żyje? Czy Monika się odnajdzie?
„Świat jest urządzony na zasadzie brutalnego kontrastu – piękno zderza się z najohydniejszą brzydotą, okrucieństwo z miłosierdziem, dramat z banalną farsą.”
Książka opisuje radzenie sobie ze stratą bliskiej osoby. Nie chodzi o śmierć i żałobę, ale o coś gorszego. Bo wiadomo, że czas leczy rany i w  końcu każdy kiedyś kończy opłakiwanie zmarłego. A co, gdy ktoś bliski zaginie, nie ma o nim żadnych wieści. Ta niepewność, brak informacji, te ciągłe myśli piętrzące się w głowie. To gorsze niż żałoba. Nie wiedzieć, co dzieje się z bliską osobą, czy żyje, czy uciekła, czy ją porwano… Nikomu nie życzę takiej sytuacji. Autorka przedstawia taką właśnie historię pisaną z punktu widzenia siostry zaginionej. Wychodzą na jaw różne tajemnice. Każdy bliski radzi sobie inaczej w tej trudnej sytuacji. Mijają dni, tygodnie, miesiące, lata, a dziura w sercu nie maleje, nie zabliźnia się rana. W tym przypadku czas nie leczy ran, lecz trzeba w jakiś sposób się przystosować do życia bez zaginionej osoby.

„Ostatni dzień roku” to książka, która zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Muszę się przyznać, że byłam nastawiona nieco sceptycznie do tej lektury. Jednak już od pierwszych stron zaciekawiła mnie tak bardzo, że nie umiałam jej odłożyć choćby na chwilę. Książka jest przepełniona emocjami, które przeżywamy razem z bohaterami podczas czytania. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, co czuje główna bohaterka i reszta bliskich osób zaginionej Moniki, jednak autorka doskonale oddaje klimat i wręcz czujemy, że jesteśmy w centrum wydarzeń.
„Świat przypomina teatr, na którego deskach jednocześnie rozgrywają się i dramat, i komedia.”
Pomysł na książę jest ciekawy i wręcz idealny na scenariusz filmowy. Książka oddaje prawdziwe życie, prawdziwą historię, bo zaginięcia zdarzają się bardzo często. Cieszę się, że coraz więcej pisarzy opisuje w swoich powieściach trudne tematy, które dosięgają nas codziennie. Autorka zadbała o każdy szczegół. Bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani, nie mają w sobie nic drażniącego. Każdy przeżywa stratę na swój sposób. Bezsilność jaką czują bohaterowie jest tak dobrze oddana, że przeżywamy ją razem z nimi. Autorka doskonale pokazała ten stan zawieszenia w teraźniejszości, kiedy cały świat pędzi do przodu. Dla bliskich Moniki czas się zatrzymał i pozostają w swoim smutnym, popapranym i przepełnionym żalem świecie.

Książę czyta się szybko i przyjemnie, mimo iż porusza przygnębiający temat. Opisać coś tak trudnego i smutnego, w sposób by czytelnik nie mógł się oderwać od czytania, na pewno nie jest łatwo. Katarzyna Misiołek zdała ten egzamin celująco i tym samym mogę dumnie powiedzieć, że mamy dobrych, bardzo dobrych polskich pisarzy i powinniśmy częściej sięgać po literaturę rodaków. „Ostatni dzień roku” polecam każdemu, bo jest to książka, którą warto przeczytać i mieć na swojej półce.


Autor: Katarzyna Misiołek
Wydawnictwo Muza SA
Data wydania: 21 października 2015

Liczba stron: 408
Kategoria: literatura współczesna 
Moja ocena: 9/10












Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza
http://muza.com.pl/ 


11 komentarzy:

  1. Patrząc na okładkę spodziewałam się czegoś weselszego, spokojnego i dla relaksu. Nie spodziewałam się takiej fabuły. Muszę koniecznie przeczytać ;)
    czytanienaszymzyciem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaintrygowalas mnie swoja recenzja i musze przyznac, ze to zaginiecie strasznie mnie ciekawi!
    Pozdrawiam
    secretsofbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała recenzja i z pewnością wspaniała ksiażka! :)


    z-ksiazka-w-reku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka porusza trudny temat, ale jak widzę, warto się z nią zmierzyć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapowiada się bardzo interesująco. Trafia na moją listę :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O, ciekawe. Trochę przypomina historię "Nostalgia anioła", która również opowiada podobną historię, ale z perspektywy martwej dziewczyny. Oh.
    Smutna, ale wzruszająca ta historia - to widać od razu. Może sięgnę w jakiś zimowy wieczór?

    Pozdrawiam i zapraszam na nowy post - podsumowanie czytelnicze oraz ranking,
    Przerwa na książkę

    OdpowiedzUsuń
  7. Czuje że muszę przeczytać tą ksiażkę, sama niestety niedawno straciłam bliską osobę która zagineła i nie a po niej śladu :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Książka bardzo ciekawa i trafia na moją listę. Nie ma innej możliwości!! :)

    www.majkabloguje.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Faktycznie, nie jest łatwo opisać trudną historię w tak bardzo wciągający sposób, dlatego podziwiam autorkę, skoro udało jej się to zrobić. Zaciekawiła mnie ta książka, więc już dołączam ją do swojej listy ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja się muszę nie zgodzić z pewnym Twoim zdaniem: "Nie chodzi o śmierć i żałobę, ale o coś gorszego. Bo wiadomo, że czas leczy rany i w końcu każdy kiedyś kończy opłakiwanie zmarłego." - myślę, że to kwestia indywidualna. Niektórzy szybko sobie radzą ze stratą, inni - nie.
    Kilka lat temu mój brat popełnił samobójstwo (nie jest to żadna tajemnica). A ja jeszcze kilka miesięcy temu miałam wrażenie, że on tylko gdzieś wyjechał, że niedługo wróci i wszystko będzie po staremu. O tym, że nie żyje przypominają mi najbardziej wszystkie święta, gdy go brakuje.
    Opłakiwanie zmarłego nigdy się nie kończy. Człowiekowi może się wydawać, że z czymś się pogodził ale to w sercu zawsze siedzi.
    Tak samo jest z zaginięciem. Oczywiście - nie zazdroszczę ludziom, którzy szukają swoich bliskich (sama to przeżyłam, tylko u mnie po dwóch dniach sprawa się wyjaśniła). Wiem jedno, że istnieje coś takiego jak przeczucie. Często zresztą ukazywane w filmach, gdy trwają jakieś poszukiwania i ktoś z rodziny mówi "ja wiem, że on/ona żyje". To prawda. Ja w to wierzę. I sama wiedziałam do którego momentu szuka się człowieka a od którego tylko już ciała.
    Ale takie jest życie. Tragedie się zdarzają na każdym kroku. Nie ma co się oglądać za siebie i trzeba żyć dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. O, widzę, że lektura dopasowana do kalendarza - Monika, jak piszesz, znika w Sylwestra. ;) I autorka jest moją imienniczką, to też mnie przekonuje. Tematyka poważna (czy też: przygnębiająca), ale może się skuszę. :)

    OdpowiedzUsuń