Walka ze stratą.
Prawie codziennie słyszymy o zaginięciach. Ludzie zostają
uprowadzani, mordowani, znikają bez śladu, uciekają. Co czuje wtedy rodzina,
najbliżsi? Jak radzą sobie z tą niewiadomą? Katarzyna Misiołek porusza ten
trudny temat. „Ostatni dzień roku” to bolesna walka ze stratą i radzeniem sobie
z niepewnością jaka bierze w swoje macki najbliższych Moniki, która w Sylwestra
znika bez śladu.
„Czułam się tak, jakbym rozpadła się na tysiąc drobnych kawałków, każdego dnia nadaremnie usiłując zebrać je wszystkie do kupy. Problem polegał na tym, że zawsze, kiedy już myślałam, że najgorsze minęło, kompletnie się rozsypywałam…”
Sylwester każdemu kojarzy się z dobrą zabawą, jednak ten
pamiętny Sylwester Magda zapamięta na zawsze – jej siostra Monika znika bez
śladu. Magda wraz z najbliższymi rozpoczynają poszukiwania, zgłaszają zaginięcie
na policję. Nikt nie umiem im pomóc – detektywi, jasnowidze, informatorzy –
wszyscy okazują się bezsilni. Jak radzić sobie ze stratą, z niepewnością? Magda
każe siebie za to, co spotkało jej siostrę. Uważa, że nie może jej spotkać nic
dobrego, że nie ma prawa do szczęścia i miłości. Rzuca studia, zrywa ze swoim
chłopakiem, godzi się na przypadkowy sex z obcymi mężczyznami. Wszystko, by
czuła się źle, zbrukana, nieszczęśliwa. Czy jej siostra żyje? Czy Monika się
odnajdzie?
„Świat jest urządzony na zasadzie brutalnego kontrastu – piękno zderza się z najohydniejszą brzydotą, okrucieństwo z miłosierdziem, dramat z banalną farsą.”
Książka opisuje radzenie sobie ze stratą bliskiej osoby. Nie
chodzi o śmierć i żałobę, ale o coś gorszego. Bo wiadomo, że czas leczy rany i
w końcu każdy kiedyś kończy opłakiwanie
zmarłego. A co, gdy ktoś bliski zaginie, nie ma o nim żadnych wieści. Ta
niepewność, brak informacji, te ciągłe myśli piętrzące się w głowie. To gorsze
niż żałoba. Nie wiedzieć, co dzieje się z bliską osobą, czy żyje, czy uciekła,
czy ją porwano… Nikomu nie życzę takiej sytuacji. Autorka przedstawia taką właśnie
historię pisaną z punktu widzenia siostry zaginionej. Wychodzą na jaw różne
tajemnice. Każdy bliski radzi sobie inaczej w tej trudnej sytuacji. Mijają dni,
tygodnie, miesiące, lata, a dziura w sercu nie maleje, nie zabliźnia się rana.
W tym przypadku czas nie leczy ran, lecz trzeba w jakiś sposób się przystosować
do życia bez zaginionej osoby.
„Ostatni dzień roku” to książka, która zaskoczyła mnie bardzo
pozytywnie. Muszę się przyznać, że byłam nastawiona nieco sceptycznie do tej
lektury. Jednak już od pierwszych stron zaciekawiła mnie tak bardzo, że nie umiałam
jej odłożyć choćby na chwilę. Książka jest przepełniona emocjami, które przeżywamy
razem z bohaterami podczas czytania. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, co czuje główna
bohaterka i reszta bliskich osób zaginionej Moniki, jednak autorka doskonale
oddaje klimat i wręcz czujemy, że jesteśmy w centrum wydarzeń.
„Świat przypomina teatr, na którego deskach jednocześnie rozgrywają się i dramat, i komedia.”
Pomysł na książę jest ciekawy i wręcz idealny na scenariusz
filmowy. Książka oddaje prawdziwe życie, prawdziwą historię, bo zaginięcia
zdarzają się bardzo często. Cieszę się, że coraz więcej pisarzy opisuje w
swoich powieściach trudne tematy, które dosięgają nas codziennie. Autorka
zadbała o każdy szczegół. Bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani, nie mają w sobie
nic drażniącego. Każdy przeżywa stratę na swój sposób. Bezsilność jaką czują
bohaterowie jest tak dobrze oddana, że przeżywamy ją razem z nimi. Autorka
doskonale pokazała ten stan zawieszenia w teraźniejszości, kiedy cały świat pędzi
do przodu. Dla bliskich Moniki czas się zatrzymał i pozostają w swoim smutnym,
popapranym i przepełnionym żalem świecie.
Książę czyta się szybko i przyjemnie, mimo iż porusza
przygnębiający temat. Opisać coś tak trudnego i smutnego, w sposób by czytelnik
nie mógł się oderwać od czytania, na pewno nie jest łatwo. Katarzyna Misiołek
zdała ten egzamin celująco i tym samym mogę dumnie powiedzieć, że mamy dobrych,
bardzo dobrych polskich pisarzy i powinniśmy częściej sięgać po literaturę rodaków.
„Ostatni dzień roku” polecam każdemu, bo jest to książka, którą warto
przeczytać i mieć na swojej półce.
Autor: Katarzyna Misiołek
Wydawnictwo Muza SA
Data wydania: 21 października 2015
Liczba stron: 408
Kategoria: literatura współczesna
Wydawnictwo Muza SA
Data wydania: 21 października 2015
Liczba stron: 408
Kategoria: literatura współczesna
Moja ocena: 9/10
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza
Patrząc na okładkę spodziewałam się czegoś weselszego, spokojnego i dla relaksu. Nie spodziewałam się takiej fabuły. Muszę koniecznie przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńczytanienaszymzyciem.blogspot.com
Zaintrygowalas mnie swoja recenzja i musze przyznac, ze to zaginiecie strasznie mnie ciekawi!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
secretsofbooks.blogspot.com
Wspaniała recenzja i z pewnością wspaniała ksiażka! :)
OdpowiedzUsuńz-ksiazka-w-reku.blogspot.com
Książka porusza trudny temat, ale jak widzę, warto się z nią zmierzyć.
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo interesująco. Trafia na moją listę :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńO, ciekawe. Trochę przypomina historię "Nostalgia anioła", która również opowiada podobną historię, ale z perspektywy martwej dziewczyny. Oh.
OdpowiedzUsuńSmutna, ale wzruszająca ta historia - to widać od razu. Może sięgnę w jakiś zimowy wieczór?
Pozdrawiam i zapraszam na nowy post - podsumowanie czytelnicze oraz ranking,
Przerwa na książkę
Czuje że muszę przeczytać tą ksiażkę, sama niestety niedawno straciłam bliską osobę która zagineła i nie a po niej śladu :(
OdpowiedzUsuńKsiążka bardzo ciekawa i trafia na moją listę. Nie ma innej możliwości!! :)
OdpowiedzUsuńwww.majkabloguje.blogspot.com
Faktycznie, nie jest łatwo opisać trudną historię w tak bardzo wciągający sposób, dlatego podziwiam autorkę, skoro udało jej się to zrobić. Zaciekawiła mnie ta książka, więc już dołączam ją do swojej listy ;)
OdpowiedzUsuńA ja się muszę nie zgodzić z pewnym Twoim zdaniem: "Nie chodzi o śmierć i żałobę, ale o coś gorszego. Bo wiadomo, że czas leczy rany i w końcu każdy kiedyś kończy opłakiwanie zmarłego." - myślę, że to kwestia indywidualna. Niektórzy szybko sobie radzą ze stratą, inni - nie.
OdpowiedzUsuńKilka lat temu mój brat popełnił samobójstwo (nie jest to żadna tajemnica). A ja jeszcze kilka miesięcy temu miałam wrażenie, że on tylko gdzieś wyjechał, że niedługo wróci i wszystko będzie po staremu. O tym, że nie żyje przypominają mi najbardziej wszystkie święta, gdy go brakuje.
Opłakiwanie zmarłego nigdy się nie kończy. Człowiekowi może się wydawać, że z czymś się pogodził ale to w sercu zawsze siedzi.
Tak samo jest z zaginięciem. Oczywiście - nie zazdroszczę ludziom, którzy szukają swoich bliskich (sama to przeżyłam, tylko u mnie po dwóch dniach sprawa się wyjaśniła). Wiem jedno, że istnieje coś takiego jak przeczucie. Często zresztą ukazywane w filmach, gdy trwają jakieś poszukiwania i ktoś z rodziny mówi "ja wiem, że on/ona żyje". To prawda. Ja w to wierzę. I sama wiedziałam do którego momentu szuka się człowieka a od którego tylko już ciała.
Ale takie jest życie. Tragedie się zdarzają na każdym kroku. Nie ma co się oglądać za siebie i trzeba żyć dalej ;)
O, widzę, że lektura dopasowana do kalendarza - Monika, jak piszesz, znika w Sylwestra. ;) I autorka jest moją imienniczką, to też mnie przekonuje. Tematyka poważna (czy też: przygnębiająca), ale może się skuszę. :)
OdpowiedzUsuń