GASTROBANDA – i tyle w temacie.
Idąc do restauracji na kolację, czy do klubu na drinka nie
zdajemy sobie sprawy, co dzieje się za tzw. kulisami, czy jak kto woli „na
zapleczu”. „Gastrobanda” odkrywa przed nami tę wiedzę i choć chciałoby się tego
uniknąć, żyć dalej w nieświadomości, to jestem pewna, że po przeczytaniu tej
książki inaczej zaczniemy patrzeć na świat gastronomii. Jakub Milszewski i
Kamil Sadkowski wspólnymi siłami stworzyli książkę, która otwiera oczy i
momentami sprawia, że nie chcą się one zamknąć, stając się wielkości
pięciozłotówki z wrażenia, przerażenia, szoku.
„Wódkę każdy potrafi pić. Grunt, żeby potrafił też być odpowiedzialnym człowiekiem.”
„Gastrobanda” to swego rodzaju poradnik, kompendium wiedzy
na temat gastronomii, którą każdy powinien przyswoić. Jeśli ktoś teraz
pomyślał, że to książka kulinarna, to od razu wyprowadzam z błędu. Milszewski i
Sadkowski na podstawie własnych doświadczeń napisali prawdę o restauracjach,
klubach, miejscach gdzie można zjeść. Czasami ta prawda jest bardzo szokująca,
no bo nie każdy zdaje sobie sprawę, co takiego dzieje się na kuchni, na
zapleczu knajpy do której idziemy, do czego zdolny jest kelner czy kucharz, gdy
mu podpadniemy. Osoby związane ze światem gastronomii niechętnie dzielą się
taką wiedzą, ale na szczęście mamy „Gastrobandę”.
„To nie jest książka dla, powiedzmy językowych wegan. Tu się rzuca mięsem. Pozwól, że zademonstruję: chuj i kurwa. Jeśli te dwa słowa przyprawiły Cię o zawał albo wzbudziły w tobie gwałtowną potrzebę leżenia krzyżem, to lepiej nie czytaj dalej.”
Autorzy nie owijają w bawełnę – piszą ostro, prawdziwie, na
temat. Książka napisana jest mocnym i odważnym językiem. Nie brakuje
wulgaryzmów, ale pasują one do kontekstu wypowiedzi. Są po prostu „na miejscu”.
Przez to tekst staje się bardziej wyrazisty, a jego przesłanie dobitniejsze.
Autorzy na początku uprzedzają, że ich książka to nie lanie wody i mówienia na
wszystko naj.
Prócz poznania światka gastronomii od tej, no cóż powiedzmy
to, gorszej strony, mamy okazję poznać kilka praktycznych porad, co wypada, a
czego nie wypada robić podczas wypadu do restauracji. Niektóre z nich są tak
oczywiste, a jeszcze wielu z nas wciąż popełnia te błędy. Chyba każdy widział
osobę, która zaraz po zajęciu stolika w lokalu wyciąga telefon. Do restauracji
idziemy zazwyczaj z kimś, a więc mamy towarzystwo i niepotrzebny nam Internet,
smsy, czy co tam jeszcze mamy w urządzeniach mobilnych. Nie wspomnę o nałogowym
robieniu zdjęć potraw, które są nam serwowane, a czasem nawet potraw sąsiadów.
No ale niestety to jak walka z wiatrakami.
Osoby, które chcą zacząć swoją przygodę z gastronomią, nie
tylko jako kucharze, czy kelnerzy również powinni sięgnąć po tę książkę. W
„Gastrobandzie” znajdziecie porady jak rozkręcić biznes związany z gastronomią,
jakie błędy najczęściej są popełniane przez początkujących inwestorów. Z „Gastrobandy”
chyba najbardziej wpadają nam w pamięć sytuacje, które wyprowadzają kelnerów i
kucharzy z równowagi do tego stopnia, że „mszczą się oni na klientach”. I są to
sytuacje prawdziwe, kiedyś się zdarzyły. Autorzy zapewniają o ich
autentyczności, a czasami nawet byli ich świadkami. No ale jak „Kuba Bogu, tak Bóg
Kubie”. Nie ma co się dziwić – kelner czy kucharz to też człowiek i każdemu mogą
puścić czasem nerwy.
„Podsumowując: najlepszą drogą do dobrej i satysfakcjonującej pracy w gastronomii jest ciężka harówka. Przykro mi.”
Książkę polecam wszystkim, którzy stołują się „na mieście”.
Milszewski i Sadkowski szokują ale i sprowadzają na ziemię, tych którzy myślą, że
gastronomia to łatwy biznes. Burzą ten stereotyp i mam nadzieję, że czytelnicy
ich posłuchają. Ja jestem zadowolona, że mogłam dowiedzieć się tych wszystkich
rzeczy, które skrywa „Gastrobanda” i bez obaw polecam tę wiedzę każdemu. Choć
tak jak wspomniałam na początku, czasami mamy ochotę tego nie wiedzieć, jednak
mimo wszystko powinniśmy. Polecam!
Wydawnictwo Smak Słowa, Wydawnictwo Agora
Data wydania: 22 czerwca 2016
Liczba stron: 304
Kategoria: kulinaria, literatura faktu
Moja ocena: 8/10
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Smak Słowa.
Powiem szczerze, że z początku, oceniając tytuł i okładkę, nie miałam ochoty sięgnąć po tę książkę. Jednakże, po przeczytaniu twojej recenzji i fragmentu mówiącego o tym, co odsłania ta pozycja, chyba jednak się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Demetria z bloga Podróże Międzyksiążkowe.
Tytuł mnie zachęcił już na wstępie, a twoja recenzja jeszcze wzbudziła większą ciekawość :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
toreador-nottoread.blogspot.com