wtorek, 27 września 2016

"Heaven. Miasto elfów" Christoph Marzi



Serce upadłego elfa.


Elfy kojarzone są z istotami dobrymi, przyjaznymi, pięknymi. W literaturze to dosyć popularny motyw i prawie zawsze jest on opisany jako coś pozytywnego. Jednak Christoph Marzi ma inne wyobrażenie na temat tych stworzeń. W swojej powieści „Heaven. Miasto elfów” ukazuje elfy jako coś co niekoniecznie jest dobrym duszkiem. Marzi ma inną definicję dla elfów i jest to coś innowacyjnego i zaskakującego.

„Każda historia jest dobra wtedy, gdy dobry jest jej początek.”

David zostawia za sobą przeszłość. Na dachach Londynu czuje się wolny. To jedyne miejsce, gdzie jest mu naprawdę dobrze, gdzie adrenalina miesza się ze spokojem. I na jednym z dachów poznaje ją – Heaven. Dziewczyna twierdzi, że nie ma serca. David wie, że to szaleństwo, jednak postanawia jej pomóc. I odtąd już nic nie będzie takie samo.

„Życie jest nieprzewidywalne. I nikt nie może wiecznie grać. W którymś momencie maska opada, a wtedy trzeba spojrzeć w lustro i zmierzyć się z tym, co w nim widzimy.”

„Heaven. Miasto elfów” można opisać jednym słowem – intrygująca. Ta książka jest bez wątpienia bardzo intrygująca. Ma w sobie tę magię, która sprawia, że nie możemy przestać jej czytać. Bohaterów również można opisać jako bardzo intrygujące postacie. Autor zadbał o to, by poznawanie każdego z nich było dla czytelnika jak odkrywanie kolejnych elementów układanki. Taki zabieg sprawia, że książkę czyta się z wypiekami na twarzy. Główni bohaterowie to postacie barwne, wyraziste i bardzo dobrze dopracowane. David to postać, która wiele już przeszła, ale mimo młodego wieku postanawia odciąć się od przeszłości i zacząć nowe życie. Przemierzając dachy Londyńskich budynków czuje, że w końcu żyje. Heaven to postać bardzo zaskakująca. Poznajemy ją w dość dziwnych okolicznościach, a z każdą kolejną stroną i każdym kolejnym odkrytym szczegółem staje nam się coraz bliższa. Wyjaśnienie całej tajemnicy jest dość zaskakujące, dlatego czytelnik będzie miał na zakończenie miłą niespodziankę. Bohaterowie drugoplanowi to również dobrze wykreowane postacie, które wnoszą bardzo dużo dobrego do powieści. Autor zadbał, by każdy z bohaterów był inny i każdy wywoływał w czytelniku niezliczoną ilość emocji.

„Cierpienie wzrasta wraz z miłością. (…) Bo kochać oznacza bać się utraty.”

Christoph Marzi miał bardzo ciekawy pomysł na książkę. Autor bardzo dobrze skonstruował fabułę. Jej budowa pobudza ciekawość czytelnika z każdą stroną. Marzi nie zdradza za dużo, co jest bardzo na plus, bo wiemy jak ważna jest tajemniczość w powieściach. Język i styl są na wysokim poziomie, co sprawia, że czytanie staje się prawdziwą przyjemnością. Fabuła jest bardzo szybka i dynamiczna. Akcja dosłownie goni akcję nie dając czytelnikowi chwili wytchnienia. Poznawanie nowych, zaskakujących faktów sprawia, że nasze emocje popadają ze skrajności w skrajność.

„Heaven. Miasto elfów” to książka z dużym potencjałem, lecz niewykorzystanym w stu procentach. Czytając ją, miałam wrażenie, że czegoś brakuje, jakiegoś ważnego elementu. To wrażenie zapewne było związane z moim czystym gapiostwem. Takie uczucie, gdy jestem przekonana, że brakuje ważnego elementu, towarzyszy mi zawsze podczas czytania serii. Czytając pierwszy tom, zawsze mam wrażenie, że autor nie wykorzystuje wszystkich możliwości, gdyż zostawia je sobie na kolejne tomy. I tak też było w przypadku „Heaven. Miasto elfów”. Jednak ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, pod koniec czytania zostałam niemile zaskoczona. Christoph Marzi ujął historię Davida i Heaven w jednym tomie. Zaczynając czytać „Heaven. Miasto elfów” byłam święcie przekonana, że to pierwszy tom serii. Po prostu założyłam, że ta historia to dopiero początek i jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałam końcówkę „Heaven. Miasto elfów”. Autor daje nam do zrozumienia, że to koniec przygody z elfami. A powiem szczerze, że mało mi „Heaven”. Chętnie bym sięgnęła po kolejne tomy i z wielkim bólem serca i ogromnym niedosytem muszę odłożyć „Heaven. Miasto elfów” na półkę. Kiedyś po nią sięgnę raz jeszcze, by ponownie przenieść się do Miasta elfów.

Czytając „Heaven. Miasto elfów” bardzo często można dostrzec jaką wielką miłością autor darzy Londyn. W wielu wywiadach, Christoph Marzi podkreśla, że kocha Londyn i co rusz na nowo go zaskakuje. To możemy odczuć w „Heaven. Miasto elfów” i dzięki tej książce niejedna osoba zakocha się w magii brytyjskiej stolicy.

„A jednak czasami trzeba składać puste obietnice. Czasami dzięki kłamstwom można zobaczyć życie takie, jakie jest naprawdę.”

Taką przysłowiowa wisienką na torcie jest chyba okładka książki. To piękna, zmysłowa, tajemnicza grafika, która w stu procentach oddaje klimat powieści. Niestety minusem jest tytuł powieści, który może zmylić osoby sięgające po tę książkę. Elfów w powieści jest mało i nie jest to typowa powieść o istotach nadnaturalnych. Do miasta elfów nie zaglądamy nawet na sekundę. „Heaven” może sugerować, że to nazwa serii (tak, tak, opisałam moją wpadkę o tym dwa akapity wyżej). Ale te uwagi są na szczęście minusami natury technicznej. Bo dobra fabuła zawsze się wybroni przed takimi niuansami.

Książkę polecam nie tylko fanom takich klimatów. To dobra powieść, która pozostawia po sobie wielki niedosyt. Będzie mi brakować Davida i Heaven i gdzieś po cichu liczę, że może kiedyś jeszcze o nich przeczytam. A teraz pozostaje nam tylko „Miasto elfów”, choć bez „miasta” i bez „elfów” powieści jest znakomita. Polecam!


Autor: Christoph Marzi
Tytuł oryginalny: Heaven. Stadt der Feen
Wydawnictwo Muza
Data wydania: 8 czerwca 2016
Liczba stron: 336
Kategoria: fantasy, literatura młodzieżowa
Moja ocena: 8/10












Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza.
http://muza.com.pl/


6 komentarzy:

  1. Książka uciekła mi przed nosem - byłam na wyjeździe, w czasie, gdy mogłam ją dostać. Wcześniej czytałam mniej pochlebne opinie na jej temat, więc teraz mam mieszane odczucia :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka, a raczej sama historia w niej przedstawiona bardzo mi się podobała, jednak mocno drażniło mnie to, że autor tak skrupulatnie przedstawia wszystkie nazwy ulic w Londynie, którymi poruszali się bohaterowie. Mi bardzo utrudniało to czytanie, przez co czułam się bardzo zmęczona. Jednak jak wspomniałam historia jak najbardziej mnie wciągnęła :)
    Pozdrawiam!
    Katherine Parker - About Katherine

    OdpowiedzUsuń
  3. To kolejna recenzja, która zachęca mnie do tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada sie ciekawie, mam nadzieje, że mnie wciągnie :)
    Zapraszam do mnie! http://recenzjebrunetki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam i podobała mi się. Było to coś nowego i świeżego w moim dotychczasowym dorobku czytelniczym. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Też byłam przekonana, że to pierwszy tom i zorientowałam się dopiero podczas researchu do recenzji, że więcej nie będzie :D

    OdpowiedzUsuń